MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tucholanin kilkanaście razy był na Ukrainie. Jeździ, aby nieść pomoc

Monika Smól
Monika Smól
Wideo
od 7 lat
- Jedenasty raz wyruszam z pomocą humanitarną dla walczącej Ukrainy - napisał 29 maja Mariusz Wegner z Tucholi. Jak napisał tak zrobił. I choć czasem odczuwa zmęczenie, to końca wypraw nie widać.

Tucholanin swoją pierwszą wyprawę do ogarniętej wojną Ukrainy odbył już w kwietniu 2022 roku. Kilka tygodni po rozpoczęciu wojny wyruszył z pomocą za naszą wschodnią granicę.

- Miałem i mam na Ukrainie przyjaciół - mówi Mariusz Wegner. - Część, niestety, zginęła. Przyjaciołom mówiłem, by wysłali do Polski swoje dzieci, a na pewno nie zostawię ich bez wsparcia. Niektórzy tak zrobili.

Zapytany, dlaczego przez nieco ponad dwa lata kilkanaście razy wyjeżdżał, aby wspomóc Ukraińców mówi:

- Może z głupoty! Takich głupich co chcą jeździć to prawie nie ma. A ja czuje taką potrzebę - podkreśla tucholanin. - W wielu tych wyjazdach towarzyszą mi też inne osoby, ale to co łączy wszystkie - to moja osoba. Nie każdy ma czas, czasem rodziny są przeciwne takim wyjazdom. Wiem, do kogo się zwrócić o wsparcie w tych wyprawach. Niektóre z tych osób pytają potem: kiedy następny raz? Ja zostałem wychowany tak, aby pomagać. Jedni mówią, że jestem głupi, inni że fajny, a jeszcze ktoś wzrusza na to ramionami. Jednak, gdy się tam raz pojedzie i zobaczy to cierpienie, mnóstwo kalekich młodych osób, bez kończyn, okaleczonych, z bandażami, przybywające na cmentarzach groby - to te obrazy bardziej przemawiają niż te z telewizji. To zostaje w człowieku. I nawet gdy sobie myślę: pojadę ostatni raz, to potem ktoś coś ofiaruje i jak tego nie zawieźć?

Przeczytaj także

Jak mówi tucholanin, na Ukrainę zawozi wszystko, co może być wsparciem dla mieszkańców, żołnierzy, rannych, a także to, co uda się zebrać lub otrzymać.

- Czasem są to materiały opatrunkowe, środki przeciwbólowe, bandaże, opaski uciskowe, innym razem 13 paczek t-shirtów – mówi Mariusz Wegner. - Niedawno dzieci ze szkoły koło Tucholi zebrały dary. Dobrze, że najmłodsi są uwrażliwiani, że nie żyją tylko telefonami komórkowymi. Ostatnio pan z Brus przekazał 20 łóżek szpitalnych, które przywiózł z Belgii. Myślałem, że pójdą do rodzin, do prywatnych domów, tam gdzie drobne kobiety muszą opiekować się rannymi, chorymi, niepełnosprawnymi - i ciężkimi dla drobnych kobiet - mężczyznami, którzy wrócili z frontu. Jednak wszystkie łóżka poszły do szpitali.

Pan Mariusz dostrzega, że im dłużej trwa wojna tym bardziej ludzie się do tej myśli przyzwyczajają.

- Niektórzy nawet sądzą, że jak nic nie będą robić, nie wspomogą Ukraińców, to wojna szybciej się skończy - dodaje pan Mariusz. - A ja pomagam, byśmy ja i zięć nie musieli właśnie iść na front. Ta wojna jest bardzo blisko nas i w każdej chwili może nabrać bardzo niekorzystnego obrotu.

Co jest największą uciążliwością podczas tych podróży?

- Największa jest uciążliwość granicy – mówi tucholanin. - A tam na miejscu, ostatnio alarmy. Byłem w Łucku. Jednej nocy - trzy alarmy. Co 20 minut samolot się podrywał do lotu nad miastem. Hałas ogromny. Nie jestem przyzwyczajony do tylu alarmów w ciągu jednej nocy. Człowiek już wtedy cały czas nasłuchuje, czy coś leci. Nie da się spać. Poruszające są z kolei pogrzeby, które widać jak się jedzie. Ludzie licznie oddają szacunek zmarłym. Jak jest konwój pogrzebowy to ustawiają się przy jego trasie z kwiatami. I wiele kobiet w żałobie.

Na Ukrainie dostrzega też brak mężczyzn.

- Kobiety, które tam wcześniej raczej zajmowały się bardziej kobiecymi zawodami, teraz zajmują także męskie stanowiska, jak motorniczy, kierowca ciężarówki czy autobusu - opowiada Mariusz Wegner. - Wojna się przedłuża, a oni starają się, aby gospodarka jakoś funkcjonowała. Ktoś musi upiec chleb i dowieźć mleko.

Pan Mariusz najczęściej jeździ do Łucka.

- Nie chodzi o to, że tylko tam wylewa się róg obfitości, ale mamy tam zaprzyjaźnionych wolontariuszy - mówi Pan Mariusz. -Oni kompletują, co potrzeba. Dzieci niepełnosprawne intelektualnie robią nawet takie pakiety dla żołnierzy w woreczkach: kilka papierosów, orzechów, cukierków, słonecznik plus rysunek mający być wsparciem dla walczących.

Pan Mariusz już stara się nie mówić, że jechał na Ukrainę ostatni raz. Bo wie, że wróci. Teraz jednak regeneruje siły po dwóch wyjazdach tydzień po tygodniu. I cieszy się, że wkrótce zostanie dziadkiem.

Dowiedz się także

- To całe ukraińskie społeczeństwo jest bardzo heroiczne - przyznaje tucholanin. - Początkowo, przyznam, myślałem, że wytrzymają miesiąc. Nie liczyłem na to, że oprą się drugiej armii świata. Nie postawiłbym na tego konia! A jednak oni zadziwili cały świat. Ich wola walki jest godna podziwu. Mimo szacunku do rosyjskiej kultury, literatury, malarstwa, to jednak rosyjscy żołnierze to ciągle swołocz. Gwałty zbiorowe, kradzieże, zniszczenia mienia - tego, którego nie da się zabrać ze sobą. Niewiele się różnią od tych żołnierzy rosyjskich, o których opowiadali nam dziadkowie. Aż strach pomyśleć, jeśli według nich na Ukrainie jest dobrobyt, to co by zrobili, gdyby weszli do nas. Ta myśl jest przerażająca.

Pan Mariusz podkreśla, że jako członka Bractwa Kurkowego w Tucholi, finansowo wspierają go też w wyjazdach inni członkowie bractwa. Pomogli oni też materialnie, ofiarując elementy wyposażenia mieszkań, tym którzy zdecydowali się przyjechać do Polski.

- Ci co przyjechali radzą sobie już teraz sami, są zaradni, ale na początku ta pomoc była nieoceniona - przyznaje Mariusz Wegner. - Prawdziwi bohaterowie to ci, którzy dają dary, pieniądze, a ja jestem tylko szoferem. Dzięki nim mam z czym jechać. Nie jestem w stanie wszystkich wymienić, za co przepraszam. A zdarzało mi się zawozić łóżko z pełnym sterowaniem warte kilkanaście tysięcy złotych. Zmarła na nim mama pani, która je podarowała. Czasem czyjeś nieszczęście jest dla kogoś szczęściem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tuchola.naszemiasto.pl Nasze Miasto